
Tłumy żegnają 11-letniego Nikodema Mareckiego. Chłopiec spoczął w białej trumnie, a jego komunijny portret wzruszał wszystkich obecnych
W Niedźwiedziu zebrały się setki osób, aby pożegnać małego Nikodema Mareckiego. Chłopiec, który zginął w tragicznym wypadku drogowym, został pochowany w białej trumnie, a obok niej ustawiono jego duży, komunijny portret, ukazujący uśmiechniętego Nikosia. Każdy, kto spojrzał na portret, nie mógł powstrzymać łez. Wokół trumny piętrzyły się wieńce i kwiaty od rodziny, sąsiadów oraz osób ze środowiska filmowego.
Kościół szybko wypełnił się po brzegi. Nawet w przejściach i przy drzwiach stały osoby, które chciały pożegnać 11-letniego aktora. W powietrzu panowała ciężka cisza, przerywana tylko cichymi szlochami.
Podczas homilii kapłan mówił o dramatycznych okolicznościach śmierci chłopca i ogromnym bólu jego rodziny. Podkreślił, że Nikodem był „darem, który odszedł zbyt wcześnie”.
– Stoimy tu dzisiaj, próbując zrozumieć to, co się stało. Chociaż Nikodem był jeszcze taki młody, wierzymy, że został wybrany przez Boga i przyjęty do Jego królestwa – mówił duchowny.
Najbardziej poruszającym momentem mszy było przytoczenie snu kobiety z rodziny chłopca. W śnie Nikodem miał na sobie złote, piękne szaty, trzymał dwie skrzynie i prosił, aby przekazać jego rodzicom jedno zdanie: „Nie bójcie się”. Wiele osób odebrało ten sen jako znak pocieszenia dla pogrążonej w bólu rodziny.
Nikodem Marecki nie był tylko małą gwiazdą ekranu. Dla lokalnej społeczności w Szczepanowicach był przede wszystkim Nikosiem – pogodnym, bystrym chłopcem, zawsze uśmiechniętym i chętnym do zabawy z rówieśnikami. Sąsiedzi wciąż pytają, dlaczego codzienny powrót ze szkoły zakończył się tak tragiczną chwilą.
Do wypadku doszło 27 listopada, kiedy Nikodem wybiegł zza szkolnego autobusu prosto pod koła samochodu dostawczego. Pomimo natychmiastowej akcji służb i śmigłowca LPR, chłopca nie udało się uratować. Przyczyną śmierci były rozległe obrażenia wątroby. Prokuratura prowadzi śledztwo, ale już wiadomo, że kierowca był trzeźwy i nie przekroczył dozwolonej prędkości. To tragedia, która dotknęła dwie rodziny – bliskich Nikodema oraz kierowcę, który musi żyć ze świadomością nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka.