
Ege zatrzymał się w wejściu do salonu. Jego spojrzenie natychmiast padło na żonę, która właśnie odsunęła telefon od ucha. Jej dłoń drżała, a twarz była nienaturalnie blada.

– Co się dzieje, Melis? – spytał z wyczuwalnym napięciem w głosie, marszcząc brwi. – Powiedziałaś, że jeśli ten ktoś zadzwoni jeszcze raz, zgłosisz sprawę do prokuratury. Czy ktoś cię niepokoi?– Nie, to nie tak – odpowiedziała zbyt szybko, unikając jego spojrzenia. – To zwykli oszuści. Zadzwonili i wmówili mi, że ktoś złożył na mnie skargę. Podobno z mojego konta przelano pieniądze do podejrzanych osób. Typowa próba wyłudzenia… Wiesz, to samo spotkało mamę mojej przyjaciółki. Oszuści nabrali ją na podobną historię, a ona oddała im oszczędności. Dopiero później zrozumiała, co się stało.Ege przyglądał się jej uważnie.– Czyżby…? – zaczął ostrożnie.– Nie wierzysz mi?! – wybuchnęła, unosząc głos. – Po co miałabym kłamać? Czy ja coś przed tobą ukrywam? Kto niby mógłby do mnie dzwonić?!

– Dobrze, Melis, spokojnie – uniósł dłonie w obronnym geście. – Nic ci nie zarzuciłem. Po prostu… nie rozumiem, dlaczego tłumaczysz się tak szczegółowo.– Bez powodu… – wymamrotała, po czym szybko dodała z wymuszonym uśmiechem: – Nie chciałam, żebyś mnie źle zrozumiał. Ege, przecież wiesz, jak bardzo cię kocham. – Podeszła bliżej i wtuliła się w jego ramiona, jakby szukała schronienia. – Muszę tylko odświeżyć makijaż. Nie mogę iść na żadne ustępstwa w kwestii wyglądu, zwłaszcza teraz… w końcu już niedługo zostanę mamą, prawda?Odwróciła się, zanim Ege zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Zniknęła w sypialni, a jej serce waliło jak oszalałe. Cały czas miała przed oczami wiadomość od Gokhana i jego bezlitosne żądanie testu DNA – dowodu, że to on, a nie Ege, jest ojcem jej dziecka.***Akcja przenosi się do domu Gonul. Zeynep siedzi na wersalce obok matki, ale nie potrafi utrzymać spokoju – co chwilę podrywa się, wymachuje rękami, jakby płonące w niej emocje szukały ujścia.

– Nie rozumiem, mamo! – krzyczy, a jej głos drży od napięcia. – Naprawdę nic już nie rozumiem!Gonul spogląda na córkę i przybiera ton pełen sztucznej powagi.– Posłuchaj, córko… Przyszedł tu pewien mężczyzna. Taylan. Jest mężem kobiety, którą poznałam w więzieniu. Powiedziałam jej trochę o tobie, o Edremit… I teraz widzisz, co się stało. Zastawiła na mnie pułapkę – wysłała tu swojego męża.Kłamstwa płyną z jej ust gładko, jakby od lat przygotowywała się do tej roli.– Pułapkę?! – powtarza Zeynep z oburzeniem, unosząc głos. – Mamo, o czym ty mówisz?!– Nie wiem dokładnie – odpowiada Gonul, odwracając wzrok. – Ten człowiek chciał wyciągnąć od nas pieniądze. Kiedy był tutaj, wszedł Cihan.– Tak – przytakuje Cihan, niepewnie pocierając kark. – Pomyślałem, że włamał się do domu i chce skrzywdzić twoją mamę. Rzuciłem się na niego, nawet trochę go pobiłem.– Mamo… – Zeynep spogląda na nią z niedowierzaniem. – Czy my wyglądamy na ludzi, którzy mają fortunę do wydania? Na kogoś, kogo można szantażować?– A jednak, zanim wyszedł, mówił coś o… stworzeniu rodziny – przypomina Cihan.Gonul wzrusza ramionami, udając obojętność.– Nie wiem, nie zrozumiałam jego intencji. Ale jedno jest jasne – chodzi mu o pieniądze.Zeynep zaciska pięści, a jej głos staje się coraz bardziej przepełniony rozpaczą.– Jakich pieniędzy niby może chcieć, podając się za mojego ojca?! Za człowieka, który zmarł przed laty! Na jakiej podstawie? Czy coś tak absurdalnego w ogóle jest możliwe?!– Ja też tego nie rozumiem, moja córko – odpowiada Gonul, udając strapienie. – Powtarzam ci, że chcą nas wciągnąć w pułapkę. Cihan go nastraszył, mam nadzieję, że więcej się tu nie zjawi.Zeynep ciężko oddycha, jej oczy błyszczą od gromadzących się łez. Wie jedno – historia matki nie trzyma się kupy. Jest w niej coś fałszywego. I Zeynep czuje to całym sercem.***Po rozmowie w ogrodzie Belkis i Feraye wchodzą do salonu. Atmosfera wewnątrz domu jest ciężka, jakby w powietrzu unosił się niewidoczny niepokój. Ege siedzi na kanapie, pochylony, z telefonem w dłoni. Wpatruje się w ekran, ale tak naprawdę nie widzi żadnych wiadomości – myślami błądzi gdzie indziej.– Gdzie jest Zeynep, synu? – pyta Belkis, siadając naprzeciwko niego. Jej głos brzmi spokojnie, lecz w oczach widać ukrytą troskę.– Pojechała do cioci Gonul razem z Cihanem – odpowiada Ege bez podnoszenia wzroku.Feraye marszczy brwi.– Wiesz, co się wydarzyło?Ege odkłada telefon na stolik i wzdycha ciężko.– Wiem… Podobno pojawił się jej ojciec.– Ojciec? – powtarza Feraye, jakby to słowo było dla niej gorzkim zaskoczeniem. – Kim jest ten cały Taylan? Skąd się nagle wziął? W tym wszystkim jest coś… zgniłego.– Czy wujek Bulent nie był ojcem Zeynep? – wtrąca Ege, spoglądając na obie kobiety z niepewnością. – To kim w takim razie jest ten człowiek?Belkis prostuje się, jej twarz nabiera stanowczości.– Synu, dlaczego nie pójdziesz i nie sprawdzisz tego sam?Ege kręci głową, jakby próbował się wymigać od obowiązku.– Nie mogę, mamo. Muszę zostać przy Melis.– Nie rozumiesz? – Belkis podnosi głos, a w jej tonie słychać determinację. – Nie wiemy, kim jest ten człowiek! Może zaszkodzić Zeynep. A pamiętaj – ona jest jedynym świadkiem w sprawie Melodi. Co, jeśli coś jej się stanie?!Feraye przytakuje energicznie.– Twoja mama ma rację. Musimy dowiedzieć się, kim naprawdę jest ten Taylan i jakie ma zamiary.– Ale… Melis… – waha się Ege, spoglądając w stronę korytarza, jakby już szukał wymówki.– Zajmiemy się nią – ucina Belkis stanowczo. – Ty powinieneś iść. To teraz najważniejsze.Zapada chwila ciszy. Ege wstaje powoli z kanapy, jakby wewnętrznie toczył walkę, lecz w końcu podejmuje decyzję.– Dobrze – mówi wreszcie, a jego głos brzmi twardo. – Pójdę i dowiem się, co się dzieje.Belkis z ulgą kiwa głową, a Feraye spogląda na niego z dumą. Ege chwyta kluczyki ze stolika i wychodzi z domu, zostawiając za sobą ciężką, pełną napięcia ciszę.***Akcja przenosi się na tyły domu Kuzeya, gdzie napięcie rośnie wraz z każdym słowem. Levent stoi naprzeciwko Bahar, jego twarz wyraża oburzenie i niedowierzanie.– Co ty wygadujesz?! – rzuca ostrym tonem. – Jak mogę ożenić się z Silą? To absurd!Bahar patrzy mu prosto w oczy. Jej głos jest zimny i pewny siebie:– Wiem, co mówię. Jeśli nadal ją kochasz, idź i poproś ją o rękę. To jedyny sposób, żeby uratować siebie… i ją.Levent wybucha:– Dość! Nie będę dłużej słuchał tych bzdur! – Odwraca się gwałtownie, jakby chciał zakończyć tę rozmowę, lecz Bahar chwyta go mocno za ramię, zmuszając, by spojrzał jej w twarz.– Pomyśl, Levent – syczy. – Co się stanie, jeśli ktoś obejrzy to nagranie? Jedno kliknięcie i twoja kariera medyczna legnie w gruzach. Pacjenci, reputacja, wszystko… skończone. Wybór należy do ciebie: albo robisz, co ci każę, albo żegnasz się z całym swoim życiem.Lekarz blednie, jego gniew miesza się z przerażeniem.W tym właśnie momencie słychać odgłos kroków – do domu wracają Kuzey i Sila. Bahar natychmiast zmienia ton, przywdziewając uprzejmy uśmiech.– Pan Levent przyszedł odwiedzić moją siostrę – mówi do męża z przesadną swobodą. – Dajmy im trochę prywatności, porozmawiajmy we dwoje.Kuzey spogląda nieufnie, ale nie odpowiada. Tymczasem Levent odwraca się ku Sili i zauważa łzy w jej oczach.– Sila… czujesz się dobrze? – pyta cicho, z troską, która brzmi bardziej jak modlitwa niż pytanie.Dziewczyna nie wytrzymuje – rzuca się w jego ramiona, jakby tylko tam mogła znaleźć schronienie. Przytula się do niego z całą siłą, a jej głos drży od emocji.– Jak dobrze, że jesteś… – szepcze, przyciskając twarz do jego piersi. – Jak dobrze…Kuzey marszczy czoło, w jego oczach pojawia się cień zazdrości i gniewu. Bahar natomiast nie kryje triumfu – uśmiecha się przebiegle i dodaje z udawaną łagodnością:– Chodź, Kuzey. Zostawmy zakochanych samych.***Ege zatrzymuje samochód na wąskiej ulicy przed domem Gonul. Silnik cichnie, a on zauważa mężczyznę siedzącego samotnie na niskim murku. Obcy pochyla głowę, jakby ważył w dłoniach własne myśli, bawiąc się nerwowo palcami. Twarz ma zmęczoną, naznaczoną życiem, ale Ege nie ma wątpliwości – widział tę twarz na pożółkłej fotografii sprzed lat, gdzie trzymał maleńką Zeynep na rękach.Podchodzi powoli, ostrożnie.– Pan Taylan? – pyta cicho, ale stanowczo.Mężczyzna podnosi wzrok. W jego oczach błyska nieufność.– Kim jesteś? Skąd znasz moje imię?– Jestem bliską osobą Zeynep – odpowiada Ege spokojnie. – Mam na imię Ege.Taylan natychmiast wstaje, jakby to imię go sprowokowało.– Czego ode mnie chcesz?Ege prostuje ramiona, nie cofając się ani o krok.– To raczej ja powinienem zapytać. Co tu robisz? Wszyscy są przekonani, że nie żyjesz.Na twarzy Taylana pojawia się cień drwiny.– Skąd tyle o mnie wiesz?– Już mówiłem. Jestem blisko Zeynep – odpowiada Ege.– Jeśli naprawdę tak jest… – Taylan mruży oczy – to znaczy, że wiesz więcej, niż powinieneś.– To prawda – Ege przyznaje bez wahania. – Dlatego żądam odpowiedzi.Taylan prycha.– Mam się przed tobą tłumaczyć?– Wszyscy wierzą, że umarłeś dwadzieścia lat temu – Ege wbija mu spojrzenie wprost w oczy. – Masz na to jakieś sensowne wyjaśnienie?– Oczywiście, że mam – Taylan mówi wolniej, z ciężarem w głosie. – Ale to długa historia.– Mam czas – naciska Ege. – Powiedz mi, proszę. Muszę to wiedzieć.Taylan odwraca wzrok.– Przykro mi. Nie zamierzam tłumaczyć się ze swojego życia komuś, kogo widzę pierwszy raz na oczy.– Musisz – Ege rzuca twardo.– Niby dlaczego?Chłopak zaciska pięści.– Bo wiem, że nie jesteś prawdziwym ojcem Zeynep.Taylan w jednej chwili sztywnieje. Jego głos staje się twardy jak stal:– Jesteś w błędzie. Jestem prawdziwym ojcem Zeynep. Ona jest moją córką i wkrótce wszyscy się o tym dowiedzą. Rozumiesz? Wszyscy!***Taylan przechodzi przez skrzyżowanie, rozglądając się nerwowo. Nocny chłód szczypie go w twarz, a światła latarni malują długie cienie na pustej ulicy. Po drugiej stronie czeka już Cihan, oparty nonszalancko o barierkę.– Wreszcie jesteś – rzuca chłodno, mierząc go wzrokiem.Taylan unosi brew i wskazuje siniec pod okiem.– Uderzyłeś mnie naprawdę mocno. Masz ciężką rękę, chłopcze. Mogłeś uprzedzić, żebym się przygotował.Cihan uśmiecha się krzywo.– Właśnie o to chodziło. Musiało wyglądać przekonująco dla cioci Gonul. – Jego ton staje się ostrzejszy. – O czym rozmawiałeś z Egem?– Powiedziałem mu to, co miałem powiedzieć – odpowiada Taylan z lekkim uśmiechem. – Że Zeynep jest moją córką i że wkrótce wszyscy się o tym dowiedzą. Był zaskoczony. To znaczy, że naprawdę się tego nie spodziewał.Cihan kiwa głową z uznaniem.– Brawo. Zagrałeś swoją rolę doskonale. Ale Gonul zaskoczyła nas ruchem, którego nie przewidzieliśmy.Taylan mruży oczy.– Co zrobiła?– Zaprzeczyła twojemu istnieniu. Powiedziała, że jesteś tylko mężem kobiety, którą poznała w więzieniu.Na twarzy Taylana pojawia się szyderczy uśmiech.– No tak… Nikt nie zna Gonul lepiej ode mnie. Ta kobieta zdradziłaby nawet własne dziecko, gdyby mogło to przynieść jej korzyść.– Niech zdradza, kogo chce – Cihan wzrusza ramionami. – Mnie to nie interesuje. Ważne, że plan wciąż się toczy. – Pochyla się bliżej. – Pytanie tylko, czy jesteś gotów na burzę, która wybuchnie jutro?– Jeśli dostanę swoje pieniądze – Taylan mówi wolno, z zimnym spokojem – mogę być gotów nawet umrzeć.Cihan prostuje się, w jego oczach błyszczy determinacja.– Świetnie. – Na moment milknie, napina czoło, po czym odwraca głowę i dodaje niemal szeptem, jakby do siebie: – Nie spocznę, dopóki Zeynep nie będzie moja.***Levent pojawia się w parku, stąpając szybko po żwirowej alejce. Rozejrzał się nerwowo, szukając wzrokiem znajomej sylwetki Sili. Zamiast niej, zauważa Bahar stojącą przy ławce, z rękami skrzyżowanymi na piersi i z chytrym uśmiechem na ustach.– Gdzie jest Sila? – pyta od razu, podchodząc do niej z niepokojem w głosie. – Jak się czuje? Powiedz mi!– Spokojnie, Levent – odpowiada Bahar, jakby z wyższością. – Nie ma powodu do paniki.– Mam zachować spokój? – unosi głos. – Nie mówiłaś mi, że Sila jest w złym stanie? Że ciągle płacze tutaj, w parku? Gdzie ona jest?!Bahar wzdycha teatralnie i przewraca oczami.– Uspokój się. Powiedziałam to tylko po to, żebyś tu przyszedł. Sila ma się dobrze. Nic jej nie jest. – Jej ton staje się nagle ostrzejszy. – To, co mnie interesuje, to twoja decyzja. Ożenisz się z nią, czy nie?Levent cofa się krok, jakby uderzony.– Zaczekaj chwilę… – mówi powoli. – Chcesz powiedzieć, że mnie okłamałaś?Bahar wybucha śmiechem, ale w jej oczach czai się groźba.– Levent, czy ty naprawdę nie rozumiesz? – mówi chłodno. – Grożę ci. Dlaczego jesteś zdziwiony, że użyłam kłamstwa?– Bahar… – Levent bierze głęboki oddech, próbując zachować spokój. – Myślę, że przechodzisz przez trudny okres. Przymykam oczy na twoje działania, ale proszę, opanuj się, zanim sprawy zajdą za daleko.– Radzę ci, żebyś mnie nie lekceważył – syczy, robiąc krok w jego stronę.– W takim razie nie zostawiasz mi wyboru – odpowiada stanowczo Levent. – Pójdę na policję i powiem im wszystko, co zrobiłaś. To, co robisz, to poważne przestępstwo.– Idź! – Bahar wzrusza ramionami, jakby to była zabawa. – Ale wiedz, że jeśli ty pójdziesz na policję, ja upublicznię nagranie, na którym mnie całujesz.– To kłamstwo! – Levent zaciska pięści. – Nie pocałowałem cię!– I co z tego? – uśmiecha się złowrogo. – Nagranie wygląda zupełnie inaczej. Na nim jestem ofiarą. Chcesz wiedzieć, co się stanie, kiedy zobaczy je dyrektor szpitala? Twoja kariera legnie w gruzach w mgnieniu oka.– Popełniasz ogromny błąd, Bahar – mówi twardo, patrząc jej prosto w oczy.– Zrób to, co ci mówię – odpowiada zimnym tonem. – Wtedy oboje będziemy szczęśliwi. Sila marzy, żeby się stąd wydostać. Będzie szczęśliwa jako twoja żona. A ty? Ty też coś do niej czujesz, prawda?Nagle obok, drugą alejką, przechodzą Naciye i Hulya. Zatrzymują się na chwilę, zauważając Leventa i Bahar. Spoglądają na siebie porozumiewawczo – obie są zaintrygowane tym potajemnym spotkaniem.***Taylan po raz kolejny nachodzi Gonul. Wchodzi do jej mieszkania bez pytania, jakby był u siebie. Bezczelnie rozsiada się na kanapie, opierając ręce na oparciu.– Czego znowu chcesz, Taylan?! – wybucha kobieta, podchodząc gwałtownie. – Powiedziałam ci jasno: masz się stąd wynosić!– Chcę tylko jednego – żebyśmy znów byli rodziną – odpowiada spokojnie, ale w jego głosie słychać fałszywą czułość.– Rodziną?! – Gonul niemal się dławi własnym śmiechem. – Skąd ty bierzesz ten tupet?! Przecież dręczysz mnie od lat! Ile razy musiałam się przeprowadzać przez ciebie? Pamiętasz, jak codziennie do drzwi pukali wierzyciele i komornicy?! W końcu odszedłeś, a ja latami spłacałam twoje długi, sama!– Gonul, posłuchaj… – Taylan rozkłada ręce. – Bardzo się zmieniłem. Już nie jestem tym człowiekiem, którym byłem kiedyś.– Nie interesuje mnie to – ucina zimno. – Trzymaj się od nas z daleka. Zeynep nie jest twoją córką i doskonale o tym wiesz. Nie masz żadnego prawa, żeby tu przychodzić.– Prawda jest taka, że tylko my dwoje wiemy, jak było naprawdę – Taylan nagle wstaje, a w jego oczach pojawia się podejrzliwość. – Chyba że… powiedziałaś Bulentowi?– Oczywiście, że nie! – oburza się Gonul. – Gdybym mu powiedziała, myślisz, że żyłabym teraz w takich warunkach?!– Więc dobrze. – Taylan wzdycha i ponownie opada na wersalkę. – Nie ma żadnego problemu. Tyle lat tułałem się bez dachu nad głową, bez punktu zaczepienia. Jestem zmęczony…– Powinieneś był docenić to, co miałeś – odpowiada Gonul z goryczą. – Ale już za późno.Nagle ciszę przerywa głośne pukanie do drzwi.– To Zeynep… – szepcze Gonul, nerwowo chwytając Taylana za ramię. – Wstawaj! Musisz się stąd wynosić, natychmiast!– Gonul, otwórz drzwi! To ja, Feraye – rozlega się głos z zewnątrz.– Feraye?! – Taylan marszczy brwi, zaskoczony. – To żona Bulenta, prawda? Myślałem, że… nie spotkałaś się z nim nigdy więcej.Gonul milknie, odwraca wzrok i nie odpowiada.