
Tahir opuszcza dom Feraye. Drzwi ledwie zdążą się za nim zamknąć, gdy Bulent niespodziewanie podchodzi do żony. Jego spojrzenie jest inne niż zwykle — pewne, zdecydowane, a zarazem niosące w sobie coś, czego Feraye dawno w nim nie widziała.
Zanim zdąży cokolwiek powiedzieć, Bulent obejmuje ją i całuje — mocno, z pasją, której się po nim nie spodziewała. Świat jakby na chwilę przestaje istnieć; zostaje tylko on, jego dotyk, zapach, znajome ciepło.
Belkis, stojąca nieopodal, zamiera z szeroko otwartymi oczami.
– Co ty robisz?! – pyta zszokowana Feraye, gdy Bulent wreszcie odrywa się od niej, lecz wciąż patrzy jej prosto w oczy.
– Całuję moją żonę – odpowiada spokojnie, ale stanowczo. – I nie zamierzam się z nią rozstać.
Zanim kobieta zdąży zareagować, odwraca się i odchodzi w stronę gabinetu.
Belkis, nie kryjąc emocji, rzuca się do przyjaciółki.
– Co to właśnie było?! – pyta z szerokim uśmiechem, w którym miesza się zdumienie i ekscytacja.
Feraye próbuje się uspokoić, poprawia włosy, które roztrzepał jego pocałunek.
– Cóż… posunął się za daleko – mówi, choć jej głos nie brzmi już tak pewnie.
– Za daleko? – powtarza Belkis, unosząc brwi. – Kochana, to nie było „za daleko”. To była miłość! Czysta, szalona miłość!
Feraye uśmiecha się lekko, próbując ukryć drżenie w sercu. Ale w jej oczach tli się coś, czego nie było tam od dawna – iskra, której sama się nie spodziewała.
Całe streszczenie w komentarzu.