
Po wyjeździe Sili i Hulyi w domu zapada cisza. Bahar, chcąc ją wypełnić i odzyskać męża, przygotowuje dla Kuzeya romantyczną kolację. Każdy szczegół dopracowuje z obsesyjną dokładnością — złoty obrus, porcelanowa zastawa, rozsypane na stole płatki róż i dwie wysokie świece, których płomienie drżą w półmroku jak niespokojne serca.
Sama ubiera się w krótką, czarną sukienkę, podkreślającą jej figurę, i zakłada wysokie szpilki. Jej makijaż jest delikatny, lecz perfekcyjny — w oczach tli się nadzieja.
Kiedy Kuzey wchodzi do jadalni, jego twarz jest pozbawiona emocji. Siada naprzeciwko żony, prostuje ręce i kładzie je na stole, zaciskając pięści tak mocno, że bieleją mu kłykcie. Nie spogląda na Bahar, wpatruje się gdzieś w przestrzeń, jakby nie chciał dostrzegać tego, co ma przed sobą.
– Kuzey… – zaczyna cicho Bahar, głosem miękkim i błagalnym. – Nie zrobiłam ci nic złego. Jedyne, co zrobiłam, to pokochałam cię z całego serca. Daj mi jeszcze jedną szansę. Nigdy cię nie oszukałam. Proszę, uwierz mi…
Wstaje, pochyla się ku niemu i ujmuje jego twarz w dłonie. Próbuje go pocałować, ale Kuzey odsuwa ją gwałtownie, jakby jej dotyk go parzył.
– Usiądź tam, gdzie siedziałaś! – rozkazuje głosem lodowatym, pozbawionym cienia uczuć. Po chwili uderza dłonią w stół, aż świece drżą. – Czy ty nigdy nie przestaniesz kłamać?! Jaką kobietą jesteś, Bahar?
Wyciąga z teczki kartkę i rzuca ją przed nią.
– Skłamałaś, że dostałaś się na studia. Spójrz! Przeczytaj sama!
Na papierze widnieje oficjalne pismo z uczelni — potwierdzenie, że Bahar nigdy nie była ich studentką.
Dziewczyna blednie, jej usta drżą, ale nie wydobywa się z nich żadne słowo.
– Rozwiodę się z tobą – mówi Kuzey twardo, jakby wydawał wyrok. – Rozwiodę się i poślubię Silę. Kocham ją bardziej niż kogokolwiek na tym świecie.
Odwraca się i wychodzi, nie oglądając się za siebie.
Bahar patrzy za nim, jakby nie dowierzała, że to się dzieje naprawdę. Po chwili odrzuca kartkę na bok. Jej oczy napełniają się łzami, które spływają po policzkach, rozmazując makijaż. A płomienie świec drgają coraz słabiej, jakby miały zaraz zgasnąć – tak jak jej nadzieja.