
Alicja Bachleda-Curuś od zawsze marzyła o międzynarodowej karierze. Już w wieku 19 lat wyjechała do Nowego Jorku, aby uczyć się w prestiżowej Lee Strasberg Theatre and Film Institute. Jej wysiłki szybko przyniosły efekty – kilka lat później wystąpiła u boku Colina Farrella w filmie „Ondine”. Produkcja nie stała się światowym hitem, ale dla aktorki okazała się przełomowa – także prywatnie. Związek z hollywoodzkim gwiazdorem zakończył się narodzinami syna Henry’ego Tadeusza.
Choć para rozstała się w 2011 roku, pozostali w dobrych relacjach, dbając o wspólne wychowanie dziecka. Bachleda-Curuś wielokrotnie podkreślała, że zależało jej, aby syn mówił po polsku. Jednak dorastając w Los Angeles, Henry naturalnie przejął angielski jako pierwszy język. – „Angielski przychodził mu łatwiej, a ja chciałam szybko się z nim porozumiewać, więc poszłam na kompromis” – przyznała aktorka.

Obecnie chłopiec chętniej posługuje się polszczyzną podczas wizyt w kraju. – „Przygotowuje sobie całe wypowiedzi, kiedy jedzie do dziadków. To daje mu ogromną frajdę” – mówiła Bachleda-Curuś, wspominając swoich rodziców, którzy cieszą się z kontaktu z wnukiem.
Colin Farrell, który oprócz Henry’ego wychowuje także dorosłego syna z wcześniejszego związku, w wywiadach często podkreśla, że ojcostwo to jedna z najważniejszych ról w jego życiu. – „Robię to od 22 lat i nadal nie wiem, jak to się robi. Staram się tylko nie przeszkadzać moim dzieciom” – wyznał z rozbrajającą szczerością. Mimo sukcesów filmowych to właśnie rodzina pozostaje dla niego największą wartością.