
To nie był incydent, nie była to „sprzeczka”, ani niewinna szarpanina. W biały dzień, pod szkołą w centrum Ostródy (woj. warmińsko-mazurskie), kilkudziesięciu uczniów urządziło sobie brutalne widowisko przypominające ustawkę kiboli. Dwóch nieletnich biło się w okręgu utworzonym przez rówieśników. Były okrzyki, śmiechy, prowokacje i – jak wynika z relacji – zakłady, kto „wygra”. Wszystko nagrywane telefonami i publikowane w sieci.
To, co najbardziej niepokoi, to nie tylko sama przemoc, lecz jej skala i akceptacja. Tłum uczniów stał wokół, nikt nie próbował przerwać zajścia. Nikt nie wezwał pomocy. Nikt – ani dorośli, ani przechodnie, ani pracownicy pobliskich instytucji – nie zareagował. Przemoc stała się rozrywką.
Z relacji wynika, że w bójce brał udział uczeń jednej z klas o profilu policyjnym. Informacja ta – jeśli się potwierdzi – rodzi poważne pytania o wychowanie, nadzór i odpowiedzialność osób prowadzących takie kierunki. Jeszcze bardziej niepokojące jest to, że policja – według dostępnych informacji – dowiedziała się o zdarzeniu dopiero z mediów społecznościowych.
Uliczna bójka z udziałem nieletnich, dopingowana przez tłum i transmitowana w internecie, nie jest „wybrykiem”. Jest sygnałem alarmowym. Pokazuje normalizację przemocy, zanik reakcji dorosłych oraz całkowite rozmycie granic odpowiedzialności. Pokazuje też, jak łatwo tragedia może wydarzyć się na oczach wielu osób – i jak często nikt nie czuje się zobowiązany, by zareagować.
Ta sprawa wymaga rzetelnego wyjaśnienia przez dyrekcję szkoły, organ prowadzący oraz służby. Wymaga odpowiedzi na pytania o nadzór, procedury, reakcję kadry i realne działania profilaktyczne. Przede wszystkim jednak wymaga jasnego potępienia przemocy – bez relatywizowania i zamiatania sprawy pod dywan. Bo jeśli dziś przemoc jest tylko „widowiskiem”, jutro może być tragedią. A wtedy znów będzie za późno.